15 marca br. bohaterką naszego cyklu "Moja Warszawa" była Wanda Traczyk-Stawska ps. "Pączek".
Na sali zgromadziło się liczne grono dzieci i młodzieży, dlatego pani Wanda spotkanie rozpoczęła od specjalnego przekazu kierowanego właśnie do młodych osób. Zdaniem naszej bohaterki w życiu każdego dziecka najważniejsi są rodzice i nauczyciele. Ich mądrość ma ogromny wpływ na kształtowanie światopoglądu młodego człowieka. I warto z tego dobrostanu korzystać na pożytek zarówno własny, jak i innych ludzi. Pani Wanda dodaje również oczywiście harcerstwo, jako miejsce hartowania niezłomności i charakteru, jak również budowania braterstwa i solidarności.
Za sprawą pani Wandy wszyscy nagle znaleźliśmy się na lekcji historii. Nasza bohaterka bowiem w swobodny sposób prowadziła dialog z dziećmi i przepytywała je z wydarzeń historycznych. Dodatkowo barwnie opowiadała o niełatwych dziejach Polski w czasach zaborów i o rodzącej się nowej państwowości po 1918 roku. Nowe pokolenia wychowywane były wówczas ze szczególną troską i w duchu patriotycznym.
Pierwsze lata swojego życia pani Wanda spędziła na Bródnie. Wychowywała się w licznej gromadzie rodzeństwa, dwóch młodszych sióstr i starszego brata. Jej towarzyszami byli nieodłącznie pies Ciapek, kot Łatek i kurka Pusia. Miała beztroskie i szczęśliwie dzieciństwo. Dlatego, gdy przyszło pójść do szkoły – jak sama wspomina z uśmiechem – trudno jej było wysiedzieć spokojnie w ławce przez 45 minut. Pani Wanda uczęszczała do szkoły nr 65 na Bródnie, gdzie trafiła na wyjątkowych pedagogów, o który do dziś pamięta. Pierwsza wychowawczyni naszej bohaterki wpoiła jej pragnienie zdobywania wiedzy i postawę, by w życiu być pożyteczną osobą dla swojego kraju. To w szkole pani Wanda zyskała pierwszą lekcję solidarności i empatii. Za namową wspomnianej już wychowawczyni dzieci dzieliły się np. kanapkami z uboższymi koleżankami i kolegami. Lekcje prowadzone były w bardzo skromnych warunkach. Za budynek szkoły służył bowiem barak, a do toalety trzeba było wyjść na zewnątrz.
Według pani Wandy ważną rolę w kształtowaniu kręgosłupów moralnych lokalnej społeczności odegrał niewątpliwie wyjątkowy ksiądz proboszcz z pobliskiego Annopola. Miał on niezwykły posłuch i autorytet. Poza tym był przykładem najszlachetniejszych cnót. To z jego inicjatywny powstała m.in. czytelnia dla dzieci. Z ogromną przyjemnością chodziła do niej również pani Wanda, do czego dziś zachęcała zgromadzonych na spotkaniu młodych ludzi.
Z czasem rodzina pani Wandy przeprowadziła się na Mokotów i tam nasza bohaterka chodziła do szkoły nr 33 przy ulicy Grottgera, nowoczesnej ze wszystkimi udogodnieniami. Z kolejną placówką znów związane są serdeczne wspomnienia o wyjątkowej nauczycielce. Osobie, która swoje własne życie osobiste całkowicie poświęciła na rzecz edukacji młodzieży. Osobie, która dyskutowała z młodymi ludźmi na temat tolerancji i szacunku do drugiego człowieka. Do dziś dźwięczą w uszach pani Wandy słowa, które wtedy od niej usłyszała, słowa uniwersalne i nadal aktualne: "Każdy kto kocha ten kraj i temu krajowi służy, ma prawo być jego obywatelem". Służyć można na różne sposoby: pracą, pomocą innym, swoim talentem, mądrością – dodała pani Wanda.
Wspomnienia o okupacji hitlerowskiej nasza bohaterka zaczęła żartobliwie od sloganu reklamowego, jaki można było wówczas usłyszeć w radiu: "Nikt nam nie zrobi nic, nikt nam nie weźmie nic, bo z nami jest marszałek Śmigły-Rydz." Tymczasem wojna wybuchła i Niemcy najechały na Polskę. Pani Wanda miała wówczas 12 lat. Ulica Dolna, przy której mieszkała, była linią frontu, a w mieszkaniu, gdzie żyła z rodzicami i rodzeństwem, stacjonowali żołnierze polscy. Wtedy też pani Wanda po raz pierwszy, ale niestety nie ostatni – zetknęła się z różnymi obliczami okrucieństwa, jakie przynosi ze sobą wojna. Był to przełomowy moment w życiu pani Wandy, bo jak sama to określiła, skończyło się jej dzieciństwo i została podjęta przez nią decyzja, że chce jak najszybciej dorosnąć, żeby nauczyć się walczyć, by wypędzić wroga z ojczyzny.
Na realizację swojego postanowienia musiała jednak jeszcze trochę poczekać. Była jednak już na dobrej drodze, bo od dwóch lat służyła w 42. Drużynie Harcerskiej im. Żwirki i Wigury. Kiedy skończyła się kampania wrześniowa i rozpoczęła okupacja, zastęp naszej bohaterki zdecydował o przystąpieniu do konspiracji. Nikt jednak nie chciał ich przyjąć, bo były za młode. Pani Wanda zatem wymyśliła, że na własną rękę stworzą grupę wsparcia dla rannych żołnierzy. Będą ich odwiedzać w szpitalu, karmić, przynosić kwiaty, pisać listy do domów. Trwało to do wiosny 1942 roku, kiedy cały zastęp przyjęto w końcu do "Szarych Szeregów". Dziewczęta uczyły się opatrywania rannych, obsługiwania centrali telefonicznej, ale – ku rozczarowaniu pani Wandy – nie było przeszkolenia z posługiwania się bronią. Niezwykły zapał i determinację pani Wandy wykorzystano jeszcze w inny sposób. Do szczególnych i niezwykle niebezpiecznych zadań, do jakich wyznaczono naszą bohaterkę w ramach akcji "N", należało powiadamianie kolaborantów i szmalcowników, że jeśli będą kontynuować swój proceder, to zostaną zgładzeni. Największą trudnością przy wykonywaniu tego rozkazu był fakt, że list z taką informacją należało przekazać bezpośrednio i do rąk własnych wskazanej osoby. Zrządzeniem losu podczas tych akcji wsparciem służył pani Wandzie starszy kolega z batalionu "Zośka", i to on namówiony przez nią spełnił marzenie pani Wandy i nauczył ją strzelania i rzucania granatem.
W Powstaniu Warszawskim pani Wanda dostała przydział do oddziału Aleksandra Kamińskiego ps. "Hubert" przyszłego autora książki pt. "Kamienie na szaniec", a w tamtych czasach redaktora naczelnego "Biuletynu informacyjnego". Została łączniczką, choć marzyła, by wykorzystać swoje nowo nabyte umiejętności w strzelaniu i rzucaniu granatem. Dlatego przy nadarzającej się okazji wykonania wyjątkowo niebezpiecznego zadania pani Wanda zgłosiła się na ochotnika pod warunkiem, że zostanie przeniesiona do innego oddziału, gdzie byłaby strzelcem. Tak też się stało!
Wiele słów z ust pani Wandy padło na temat doniosłej roli ludności cywilnej w Powstaniu Warszawskim i jej niewyobrażalnego wręcz cierpienia, a przy tym ogromnego wsparcia, jakie walczący żołnierze od niej uzyskiwali. Zdaniem pani Wandy to właśnie ludności cywilnej należy się miano "głównego bohatera Powstania Warszawskiego". To stwierdzenie spotkało się z odzewem zgromadzonej publiczności w postaci gromkich braw.
W trakcie Powstania Warszawskiego wielu żołnierzy pozostających bez dokumentów zostawało pochowanych w bezimiennych grobach. Po kapitulacji Powstania Warszawskiego pani Wanda stała się najpierw jeńcem wojennym, a następnie trafiła do powołanej przez żołnierzy generała Władysława Andersa Szkoły Młodszych Ochotniczek w Nazarecie, by wrócić do Polski w 1947 roku z rozkazem swojego dowódcy Stefana Berenta, by odnaleźć groby wszystkich kolegów. Do dziś pani Wanda pielęgnuje pamięć o tych wszystkich bezimiennych bohaterach i opiekuje się Cmentarzem Powstańców Warszawy. Dba również o to, by następne pokolenia nie zapominały o tym, jak wyjątkowym miastem jest Warszawa.
Spotkanie z bohaterką wieczoru, ilustrowane prezentacją archiwalnych zdjęć, poprowadził prezes Stowarzyszenia Monopol Warszawski Janusz Owsiany.
Projekt współfinansuje m.st. Warszawa.
Powrót